Josephine Wall: internet
Ten przecudny obraz dedykuję polskim pilotom lotnikom, ludziom wyjątkowym pod każdym względem. Jest to Anioł Opiekuńczy, który niech zawsze toruje Wam bezpieczne powietrzne korytarze i zawsze szczęśliwie sprowadzi na Ziemię.
fot.:internet
fot.:internet
A ten wyjątkowo piękny kwiat dedykuję wyjątkowym ludziom z Dęblina: pilotom -lotnikom, kadrze oficerskiej,wychowawcom młodzieży, której się marzy, by pewnego dnia zasiąść za sterami samolotu.
Tak się złożyło, że moje obowiązki służbowe spowodowały, że byłam wielokrotnie w LL w Dęblinie i miałam możliwość obserwowania ludzi, którzy tam się kształcą, pracują jako piloci-lotnicy, mechaników obsługi naziemnej, studentów Wyższej Szkoły Oficerskiej, młodzież Liceum Lotniczego.
Ci wszyscy przystojni, w pięknych mundurach i o nienagannych manierach , to elita kraju, w całym tego słowa znaczeniu. Uwielbiałam tam przebywać. Dla mnie był to magiczny świat, począwszy od wjazdu z przepustką na teren szkoły, po obiad w kasynie oficerskim i wszelkimi zajęciami służbowymi, które musiałam wykonać.
Otwierano przede mną drzwi, nie dotykałam więc klamek, salutowano, odstawiano krzesła, podawano ubranie. Czułam się wyjątkowo. Ale oni zachowywali się tak wobec wszystkich kobiet, tego ich także uczono. Wielkiej klasy specjaliści , wielka kultura osobista, słowem :elita.
W czasie trwania wyjątkowej uroczystości, na którą byłam zaproszona, poprosiłam pana Pułkownika wyznaczonego do współpracy ze mną , aby pozwolił mi na przelot Wilgą. Negocjacje trwały dosyć długo. Na koniec niezwykle szarmancki pan Pułkownik zezwolił na taki lot . Za sterami samolotu zasiadł doświadczony pilot -lotnik. Pan Kapitan otrzymał ostatnie polecenia i zasiedliśmy w Wildze z moim kolegą z pracy , Andrzejem/ ale się załapał!/.
Nie bałam się tego lotu. Miałam za sobą mnóstwo przeżyć związanych z lataniem samolotami , szczególnie zapamiętałam lot Iłem z Soczi do Moskwy.
Nad całą Rosyjską Federacją panowała mgła.W związku z tą mgłą nasz pobyt w Soczi przedłużył się o kilka dni. Nareszcie wystartowaliśmy.
Kiedy zbliżaliśmy się do lotniska Wnukowo, mgła znowu była tak gęsta ,że nie widzieliśmy nic. Pilot podchodząc do lądowania poderwał samolot, ponieważ nie otworzyło się podwozie. Kołował i znowu podchodziliśmy do lądowania, samolot naprowadzano elektronicznie. Do dzisiaj pamiętam głos i nazwisko kapitana, lotnika -pilota: Kamandir Karalow ostry głosem rozkazał nam odpowiednio schować głowy między kolana i nakazał spokój. W ruch poszło "szkło". Piliśmy koniak , który mieliśmy ze sobą.
Czułam wyraźnie powiew śmierci, ale całe życie nie stawało mi przed oczami, więc wierzyłam
w szczęśliwe zakończenie. Wszyscy modlili się, niektórzy klęli. Reakcje normalne przy takim zagrożeniu. Przy trzecim podejściu, pilot -as , posadził miękko maszynę. Biliśmy brawo pilotowi Karalowowi, ale nikt nie wstawał, bo niestety ciężko nam było wstać. Na koniec wytoczyliśmy się jakoś z tego Iła.
Dlaczego więc miałam się bać lotu Wilgą, z pilotem, który miał setki , a może tysiące godzin spędzonych w powietrzu?!
Wystartowaliśmy.Pogoda była śliczna:bezwietrzna, słoneczna, widoczność doskonała.
No i zaczęło się: góra -dół, dół -góra, przechył na lewo, potem na prawo. Mój kolega zrobił się zielony. Nie byłam już taka pewna, czy dożyję powrotu na ziemię. Widoki bajeczne, warto było. Ziemia z lotu ptaka wygląda inaczej. Tam wysoko jesteś blisko chmur, zmartwienia znikają, zupełnie inny świat.Panie Pułkowniku , bardzo dziękuję.
Kiedy lądowaliśmy, mój żołądek był nieco wyżej niż zwykle, ale dzielnie przetrzymałam. Stan mojego kolegi przemilczę.
Za to pan Pułkownik biegł w kierunku Wilgi i krzyczał do pilota: Przecież miałeś ją tylko przelecieć!!!! Co za ewolucje!!! To przejęzyczenie Pułkownika, spowodowane zdenerwowaniem spowodowało, że tarzaliśmy się ze śmiechu. Po lampce koniaku, przeszło wszystko, żołądek wrócił na miejsce.
To wydarzenie i reakcja Pułkownika przeszły do anegdot szkoły. Wszystkich moich Przyjaciół z Dęblina serdecznie pozdrawiam i dziękuję za to , że dzięki nim mam tyle pięknych wspomnień.
Nie bałam się tego lotu. Miałam za sobą mnóstwo przeżyć związanych z lataniem samolotami , szczególnie zapamiętałam lot Iłem z Soczi do Moskwy.
Nad całą Rosyjską Federacją panowała mgła.W związku z tą mgłą nasz pobyt w Soczi przedłużył się o kilka dni. Nareszcie wystartowaliśmy.
Kiedy zbliżaliśmy się do lotniska Wnukowo, mgła znowu była tak gęsta ,że nie widzieliśmy nic. Pilot podchodząc do lądowania poderwał samolot, ponieważ nie otworzyło się podwozie. Kołował i znowu podchodziliśmy do lądowania, samolot naprowadzano elektronicznie. Do dzisiaj pamiętam głos i nazwisko kapitana, lotnika -pilota: Kamandir Karalow ostry głosem rozkazał nam odpowiednio schować głowy między kolana i nakazał spokój. W ruch poszło "szkło". Piliśmy koniak , który mieliśmy ze sobą.
Czułam wyraźnie powiew śmierci, ale całe życie nie stawało mi przed oczami, więc wierzyłam
w szczęśliwe zakończenie. Wszyscy modlili się, niektórzy klęli. Reakcje normalne przy takim zagrożeniu. Przy trzecim podejściu, pilot -as , posadził miękko maszynę. Biliśmy brawo pilotowi Karalowowi, ale nikt nie wstawał, bo niestety ciężko nam było wstać. Na koniec wytoczyliśmy się jakoś z tego Iła.
Dlaczego więc miałam się bać lotu Wilgą, z pilotem, który miał setki , a może tysiące godzin spędzonych w powietrzu?!
Wystartowaliśmy.Pogoda była śliczna:bezwietrzna, słoneczna, widoczność doskonała.
No i zaczęło się: góra -dół, dół -góra, przechył na lewo, potem na prawo. Mój kolega zrobił się zielony. Nie byłam już taka pewna, czy dożyję powrotu na ziemię. Widoki bajeczne, warto było. Ziemia z lotu ptaka wygląda inaczej. Tam wysoko jesteś blisko chmur, zmartwienia znikają, zupełnie inny świat.Panie Pułkowniku , bardzo dziękuję.
Kiedy lądowaliśmy, mój żołądek był nieco wyżej niż zwykle, ale dzielnie przetrzymałam. Stan mojego kolegi przemilczę.
Za to pan Pułkownik biegł w kierunku Wilgi i krzyczał do pilota: Przecież miałeś ją tylko przelecieć!!!! Co za ewolucje!!! To przejęzyczenie Pułkownika, spowodowane zdenerwowaniem spowodowało, że tarzaliśmy się ze śmiechu. Po lampce koniaku, przeszło wszystko, żołądek wrócił na miejsce.
To wydarzenie i reakcja Pułkownika przeszły do anegdot szkoły. Wszystkich moich Przyjaciół z Dęblina serdecznie pozdrawiam i dziękuję za to , że dzięki nim mam tyle pięknych wspomnień.
Tę wyjątkową różę dedykuję moim wyjątkowym Przyjaciołom z Dęblina.
Jaki piękny anioł!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam...
No cóż Pani Tereso - z perspektywy minionego czasu potwierdzam, że to były naprawdę wspaniałe i piękne chwile. Dziś zostały już tylko wspomnienia ale ponoć "wspomnienia to ważna jest rzecz..."
OdpowiedzUsuńRysiek po Dęblinie